sobota, 7 grudnia 2013

02 zdradzony zdrajca

 - To tutaj. - Wyszeptał Draco. - Poczekaj chwilę.- Ruszył wolno w stronę czarodzieja, który wyszedł z tego budynku. Był to chyba jeden z tych, którego widziała na fotografii. A może nie? Może każdy z nich wyglądał podobnie do siebie? Zdziwiło ją tylko to, że Malfoy przywitał się z nim, jak ze starym przyjacielem. Mężczyźni podali sobie ręce. Wtedy Hermiona, po raz pierwszy tego dnia zrozumiała, że popełniła wielki błąd, zgadzając się na tę podróż. Nie spuszczała Malfoy'a z oczu. Czuła, że coś będzie nie tak, ale kiedy kiwnął do niej głową, na znak, że ma iść za nim, zrobiła to. Bo przecież... jaki sens miałaby ucieczka właśnie w tej chwili? W chwili, kiedy jest już tak blisko poznania prawdy. Dołączyła do czarodziejów. Draco spojrzał się na nią przelotnie, po czym bez słowa ruszył w kierunku domu. Wyglądał dosyć mrocznie, czerwona, stara cegła nadawała mu tajemniczego klimatu. Wszędzie wokoło był las, otulony białym, puszystym śniegiem. Chłopak pchnął drzwi, Hermiona kątem oka zdążyła przeczytać jeszcze tabliczkę, wiszącą na nich: "Dom dziecka".
- Radzę ci zachować ciszę... - Mruknął Malfoy, jakby tylko po to, żeby coś powiedzieć. Szli długim korytarzem. Na ścianach wisiały portrety dzieci, uśmiechniętych od ucha do ucha. Dziewczyna wzdrygnęła się. Ciekawe, co się z nimi stało... Wszystkie drzwi, które mijali były zamknięte. W końcu Malfoy przystanął. Spojrzał się na Hermionę, wzrokiem, jakby mu wyrządziła największą krzywdę na świecie. Po jego oczach widać było, że nie jest szczęśliwy. Ciekawe tylko, czy ogólnie mu się nie powodzi, czy może dręczą go wyrzuty sumienia... 
- Idziemy dalej? - Zapytała po cichu, głosem pełnym przejęcia. Zastanawiała się, gdzie dojdą i co się zaraz wydarzy. Chłopak kiwnął głową. Otworzył drzwi prowadzące do piwnicy, albo czegoś co kiedyś spełniało taką funkcje. Szli schodami w dół, były strasznie strome i okurzone. W końcu stanęli w dziwnym pomieszczeniu. Hermionie przypominało ono podziemia jakiegoś zamku. Usłyszała jakieś głosy.
- Nie! 
- Ile razy mam powtarzać, że...
- Na pewno tego nie zrobię! Możecie sobie tylko pomarzyć! - To był Harry! Na pewno! On żyje! Puściła się biegiem w kierunku przyjaciela. Minęła kilka małych pomieszczeń, w końcu stanęła w progu tego, w którym się znajdował. 
- Harry! - Krzyknęła. Nie zwracała uwagi na ostrzegawcze krzyki Malfoy'a. Była szczęśliwa, że w końcu widzi Pottera, po całych sześciu miesiącach niepewności.
- Kto to, na brodę Merlina jest? - Zagrzmiał głos, należący do średniego wzrostu mężczyzny. Był łysawy i ubrany w granatowy garnitur. Hermiona dopiero teraz zauważyła, że jest tutaj obecny. On... i jeszcze paru jego "kumpli" w czarnych strojach. To jakaś sekta?
- Nazywam się Hermiona. - Zrobiła wojowniczy krok w stronę czarodzieja. Spojrzała się na Harry'ego chcąc wybadać jego reakcje. Jego twarz była jakby... niewzruszona? Ale jak to? Przecież się przyjaźnili, czemu nie cieszył się, że ją widzi? Do pomieszczenia wbiegł Draco.
- No, Malfoy! Dobra robota. Wiedziałem, że na kogo jak kogo, ale na ciebie mogę zawsze liczyć! - Łysy mężczyzna wstał z krzesła na którym siedział i klasnął w dłonie. 
- Owen... Masz to czego chciałeś... I Potter, i Granger. Teraz daj mi to, czego ja chce... - Czarny spojrzał się po swoich sojusznikach. Wszyscy zaczęli się śmiać. Hermiona oparła się zrezygnowana o ścianę. Jaka była głupia... "Masz to, czego chciałeś..." - Te słowa odbijały się echem w jej głowie. Zaufała Malfoy'owi! Zaufała mu, a on... W sumie? Czego ona się spodziewała? Że ktoś, kto całe życie jej nienawidził, przyjdzie nagle jej pomóc? Jaka była głupia... Do tego Harry! Nie wydusił z siebie słowa, odkąd tutaj przyszła... Niczego nie rozumiała. 
- Chodzi ci o Astorie? Ach tak, powinna tu zaraz być... Mark, zawołaj naszą śliczną koleżankę... - "Mark uśmiechnął się, jak uczniak, któremu uszedł na sucho jakiś występek. Nie minęła chwila, kiedy przyszedł z wysoką dziewczyną, o czarnych prawie włosach i nienagannej urodzie. Głowę miała podniesioną wysoko, wyglądała tak, jakby siedziała tu z przyjemnością.
- Cześć Draco. - Powiedziała cicho. Nie odpowiedział. Stał tylko, pomiędzy nią a Owen'em nie mogąc wydusić słowa. - Ja... - Kontynuowała. W jej głosie nie było nawet nuty szczerości. - Przepraszam. 
- Przepraszasz? - Ryknął. - Przepraszasz? Jak mogłaś? 
- Kocham go, Draco! Rozumiesz? Ciebie nigdy nie kochałam! - Zaczęła płakać. Cała ta scena wyglądała dosyć żałośnie. Chłopak zaczął głośno oddychać, nie trwało długo, zanim wyciągnął różdżkę i skierował ją w stronę dziewczyny:
- Drętwota! - Astoria upadła, a Owen zrobił krok naprzód i powiedział spokojnie:
- Crucio! - Malfoy zachwiał, po czym osunął się na ziemię. Hermionie zrobiło się go żal. 
- Pomóż mu... - Szepnęła do Harry'ego, który siedział bezczynnie, nie zmieniając pozycji od ładnych paru minut.
- Zabrali mi różdżkę. - Odpowiedział zrezygnowanym tonem.
- PRZESTAŃ! - Ryknęła Hermiona. Owen odwrócił się w jej stronę, zostawiając Dracona w spokoju.  - Co tu się w ogóle dzieje? Kim wy jesteście? Czemu, do diabła, przetrzymujecie Harry'ego? 
- To, czemu to robimy jest naszą sprawą. Ty, jesteś chyba troszeczkę za bardzo wygadana... - Granger spojrzała się na Malfoy'a, który zupełnie bez sił oparł się o ścianę. Przez chwilę, patrzył się jej prosto w oczy. Nie zauważyła w nich nienawiści, tylko wyrzuty sumienia i wielkie rozczarowanie. Oczywiście: myślała, żeby zacząć walczyć, ale po co? Żeby potraktowali ją tak jak przed chwilą Draco? Oni... muszą być silni, skoro Harry dał się złapać. 
- Mark! - Krzyknął czarodziej. - Zaprowadź tych dwoje do któryś z pomieszczeń. Nie chce mi się teraz rozmawiać, a Ty Wini, podnieś Astorię, niech tak nie leży na tej zimnej ziemi, bo się jeszcze do cholery przeziębi! - Obydwoje wykonali polecenie swojego szefa. Hermiona chciała tyle powiedzieć, przychodziło jej do głowy tyle określeń, na ten nonsens, ale nie zdecydowała się na to, żeby któreś z nich wygłosić na głos.
               Mark wepchnął ich do jakiegoś zimnego pomieszczenia, trudno to było bowiem nazwać pokojem. Nie wiedziała ile drzwi minęli i w jakim dokładnie położeniu się znajdują, ponieważ kiedy szli, nie widziała nic w ciemności, jaka towarzyszyła im przez całą drogę. Usłyszała przekręcenie klucza. Byli zamknięci. Kiedy "czarny" oddalił się na tyle, że jego kroki nie odbijały się echem od ścian westchnęła.
- O co tutaj chodzi Harry?
- Hermiona... Przepraszam. - Mruknął głosem pełnym smutku i wyrzutów sumienia.
- Ale za co? Co ty tutaj robisz? Jak się tu znalazłeś? 
- Pamiętasz tę sprawę, którą prowadziłem, jakiś rok temu?
- Tak... Śmierciożercy, którzy zdołali wykręcić się od Azkabanu... Pamiętam. 
- Więc...  - Wziął głęboki oddech. Chyba ciężko było mu o tym mówić. - Popełniłem jeden błąd... Przeze mnie do Azkabanu poszedł młodszy brat tego całego Owena... Był niewinny. 
- No ale stało się... Czemu więc go cię nie zabili od razu, skoro tak bardzo się tym przejął? - Przeraziła się własnych słów, ale to co powiedziała było logiczne. 
- Chcą zabić Ministra. Sądzą, że im w tym pomogę.
- Czemu nie uciekłeś stąd? Matko, Harry! Wiesz, jak się o ciebie martwiliśmy? - Wstała, z trudem powstrzymując łzy. W półmroku panującym w około nie widział, jak bardzo się trzęsie. - Z początku każdy dzień był trudny! Ginny się załamała! Wyobraź sobie, jak ciężko jest stracić wszystko! WSZYSTKO, Harry, rozumiesz?
- Ty myślisz, że mi było łatwo? Że ja nie siedziałem tutaj, myśląc, czy jest cała, jak się czuję...? Całymi dniami myślałem, jak mam się stąd wydostać! Pisałem listy, nie mogłem nic więcej! - Krzyczał. - Chciałem się stąd wyrwać... - Mruknął, trochę spokojniej. Stali naprzeciwko siebie, walcząc z myślami. Dziewczyna otarła łzy, podeszła do przyjaciela i przytuliła go. Nieważne czemu się tu znalazł, czemu nie uciekł. Na drobnostki będzie czas później. Najważniejsze było w tej chwili to, jak się stąd wydostać. 
- A co ma z tym wszystkim wspólnego Malfoy? Widzę, nie bardzo się zmienił, od czasów szkoły. - Zaczęła Hermiona, kiedy po paru godzinach siedzieli spokojnie obok siebie, opierając się o tą nieszczęsną, zimną ścianę.
- Chyba jesteśmy kwita. - Powiedział Harry. Nie pomogłem mu, kiedy potrzebował pomocy... W sumie... to mu współczuję. Wmówili mu, że mają Astorię i jeśli nie przyprowadzi ciebie, to ją zabiją. A ona, niestety... - Tu przerwał, gdyż usłyszeli odgłosy czyichś kroków.
- Może... Przestaniecie się nade mną rozczulać? - Rozbrzmiał głos Malfoy'a. Hermiona zobaczyła, że jest cały i szczerze mówiąc, przyniosło jej to jakąś ulgę. 
- Czego tu szukasz? - Zapytała zimnym głosem, żeby nie myślał, że tak szybko zapomni o tym, co przed chwilą zrobił. Na dobrą sprawę, Granger była przecież bez winy, mógł nie wplątywać jej w to, chociaż ze względu na ten fakt.
- Mam klucze.

6 komentarzy:

  1. Jaki wstyd! Szczerze mówiąc nie sprawdzalam.w ogóle tej notki, jutro oczywiście poprawie wszystkie błędy kiedy będę miała dostęp do komputera. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Coraz fajniejsze rozdziały ♥ Jestem ciekawa czy uda im się uciec :) Biedy Draco, szkoda mi go :c Wszystko boskie ♥ zapraszam do mnie samotnawyprawaginnyweasley.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział *o* Bardzo mi się podoba :)
    Jestem ciekawa kolejnych wydarzeń :>
    Zapraszam do siebie http://over-and-over-i-fall-for-you.blogspot.com/

    Pozdrawiam i dużo weny życzę,
    Secretly_Love

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka. Gratulacje! Zostałaś nominowana do Liebster Award na moim blogu. Szczegoły u mnie: http://dla-milosci-warto-cierpiec.blogspot.com/p/blog-page.html
    :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zabiję tą Astorię, jak mogła tak oszukać Draco?! Mam nadzieję, że jemu i Hermionie się uda uciec.

    OdpowiedzUsuń
  6. Na Merlina ,to jest fantastyczne!
    Zapraszam ,również do siebie:)
    www.dramionemoimzyciem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń