środa, 25 grudnia 2013

03 bezpieczeństwo

Harry wstał.
- Skąd mamy wiedzieć, że nie jest to jakaś twoja kolejna intryga? - Hermiona cofnęła się. Potter miał rację, przecież tak naprawdę nie mogła być pewna tego, że Malfoy chce ich uwolnić ot tak, z dobroci serca. 
- Nie chcesz, to nie idź... Masz swoją różdżkę. - Draco wzruszył ramionami, przeciskając ją przez kratę.
- Ale jak chcesz stąd uciec? Przecież przed drzwiami stoją ci mężczyźni! Nie damy rady ich ominąć! - Harry odebrał ją szybko od blondyna. 
- Znam miejsce, gdzie można się tutaj teleportować. 
- Dopiero teraz mi o tym mówisz? - Harry ryknął do chłopaka przez kratę, która ich dzieliła. Hermiona przysłuchiwała się rozmowie mężczyzn, mając nadzieję, że któryś z nich w końcu wygada się o co im poszło.
- Lepiej się zamknij. - Usłyszeli dźwięk przekręconego klucza w zamku. Byli wolni. - Bo jeszcze powiem na głos, co ty zmajstrowałeś. - Argument Malfoya był chyba trafem w dziesiątkę, gdyż w mgnieniu oka Harry umilkł. 
- Chodźmy już stąd. - Mruknął. Towarzyszyło mu wiele uczuć. Nie wiedział, jak ma się zachować kiedy już stanie przed Ginny. Nie miał również pojęcia, jak ona zareaguje, widząc go po paru miesiącach.
- Teraz uwaga... - Syknął Draco. Bądźcie cicho. Idę przodem. To niedaleko. 
            Szli korytarzami. Było ciemno i zimno. Hermionę zaczęły już boleć nogi, kiedy w końcu napotkali jednego z czarnych. 
- Cześć, Malfoy... - Powiedział, nie widząc osób, które towarzyszyły chłopakowi. - Jak tam? Jak czuje się osoba, która oberwała Cruciatusem? - Mężczyzna zaczął się śmiać. Harry chyba wiedział, co zaraz nastąpi. Cofnął ręką Hermionę. 
- Jak? - Powtórzył Draco z pogardliwym uśmiechem.
- Ciężko powiedzieć, no nie? - Mruknął tamten.
- Crucio! - Mężczyzna upadł na ziemie, jęcząc z bólu. Draco oderwał różdżkę, powodując zastopowanie zaklęcia i pochylił się nad nim. 
- Ciężko. - Mruknął. - Chodźcie. - Zwrócił się do Harrego i Hermiony, stojących pod ścianą. Strażnik nie miał siły nawet na to, żeby wszcząć alarm. Dziewczyna wstrzymała oddech. Przeraziła ją zawiść Malfoy'a. Zdziwiło ją również to, że Harry nie kwapił się do tego, żeby jakkolwiek zareagować. Musiał dużo tutaj przejść... Był strasznie małomówny... Obaj byli. Od początku, kiedy wyszli z pomieszczenia, w którym przebywali ostatnie parę godzin ani Malfoy, ani Harry nie odezwali się słowem. A może to ona była przewrażliwiona? Może tak naprawdę po prostu nie chcieli się zdradzić? Nic już nie wiedziała, wszystko mieszało jej się w głowie. Chciała zamknąć oczy... potem obudzić się, jak ze złego snu. Nie wiedziała, że to dopiero początek powrotu strachu o własne życie i bezpieczeństwo.

sobota, 7 grudnia 2013

02 zdradzony zdrajca

 - To tutaj. - Wyszeptał Draco. - Poczekaj chwilę.- Ruszył wolno w stronę czarodzieja, który wyszedł z tego budynku. Był to chyba jeden z tych, którego widziała na fotografii. A może nie? Może każdy z nich wyglądał podobnie do siebie? Zdziwiło ją tylko to, że Malfoy przywitał się z nim, jak ze starym przyjacielem. Mężczyźni podali sobie ręce. Wtedy Hermiona, po raz pierwszy tego dnia zrozumiała, że popełniła wielki błąd, zgadzając się na tę podróż. Nie spuszczała Malfoy'a z oczu. Czuła, że coś będzie nie tak, ale kiedy kiwnął do niej głową, na znak, że ma iść za nim, zrobiła to. Bo przecież... jaki sens miałaby ucieczka właśnie w tej chwili? W chwili, kiedy jest już tak blisko poznania prawdy. Dołączyła do czarodziejów. Draco spojrzał się na nią przelotnie, po czym bez słowa ruszył w kierunku domu. Wyglądał dosyć mrocznie, czerwona, stara cegła nadawała mu tajemniczego klimatu. Wszędzie wokoło był las, otulony białym, puszystym śniegiem. Chłopak pchnął drzwi, Hermiona kątem oka zdążyła przeczytać jeszcze tabliczkę, wiszącą na nich: "Dom dziecka".
- Radzę ci zachować ciszę... - Mruknął Malfoy, jakby tylko po to, żeby coś powiedzieć. Szli długim korytarzem. Na ścianach wisiały portrety dzieci, uśmiechniętych od ucha do ucha. Dziewczyna wzdrygnęła się. Ciekawe, co się z nimi stało... Wszystkie drzwi, które mijali były zamknięte. W końcu Malfoy przystanął. Spojrzał się na Hermionę, wzrokiem, jakby mu wyrządziła największą krzywdę na świecie. Po jego oczach widać było, że nie jest szczęśliwy. Ciekawe tylko, czy ogólnie mu się nie powodzi, czy może dręczą go wyrzuty sumienia... 
- Idziemy dalej? - Zapytała po cichu, głosem pełnym przejęcia. Zastanawiała się, gdzie dojdą i co się zaraz wydarzy. Chłopak kiwnął głową. Otworzył drzwi prowadzące do piwnicy, albo czegoś co kiedyś spełniało taką funkcje. Szli schodami w dół, były strasznie strome i okurzone. W końcu stanęli w dziwnym pomieszczeniu. Hermionie przypominało ono podziemia jakiegoś zamku. Usłyszała jakieś głosy.
- Nie! 
- Ile razy mam powtarzać, że...
- Na pewno tego nie zrobię! Możecie sobie tylko pomarzyć! - To był Harry! Na pewno! On żyje! Puściła się biegiem w kierunku przyjaciela. Minęła kilka małych pomieszczeń, w końcu stanęła w progu tego, w którym się znajdował. 
- Harry! - Krzyknęła. Nie zwracała uwagi na ostrzegawcze krzyki Malfoy'a. Była szczęśliwa, że w końcu widzi Pottera, po całych sześciu miesiącach niepewności.
- Kto to, na brodę Merlina jest? - Zagrzmiał głos, należący do średniego wzrostu mężczyzny. Był łysawy i ubrany w granatowy garnitur. Hermiona dopiero teraz zauważyła, że jest tutaj obecny. On... i jeszcze paru jego "kumpli" w czarnych strojach. To jakaś sekta?
- Nazywam się Hermiona. - Zrobiła wojowniczy krok w stronę czarodzieja. Spojrzała się na Harry'ego chcąc wybadać jego reakcje. Jego twarz była jakby... niewzruszona? Ale jak to? Przecież się przyjaźnili, czemu nie cieszył się, że ją widzi? Do pomieszczenia wbiegł Draco.
- No, Malfoy! Dobra robota. Wiedziałem, że na kogo jak kogo, ale na ciebie mogę zawsze liczyć! - Łysy mężczyzna wstał z krzesła na którym siedział i klasnął w dłonie. 
- Owen... Masz to czego chciałeś... I Potter, i Granger. Teraz daj mi to, czego ja chce... - Czarny spojrzał się po swoich sojusznikach. Wszyscy zaczęli się śmiać. Hermiona oparła się zrezygnowana o ścianę. Jaka była głupia... "Masz to, czego chciałeś..." - Te słowa odbijały się echem w jej głowie. Zaufała Malfoy'owi! Zaufała mu, a on... W sumie? Czego ona się spodziewała? Że ktoś, kto całe życie jej nienawidził, przyjdzie nagle jej pomóc? Jaka była głupia... Do tego Harry! Nie wydusił z siebie słowa, odkąd tutaj przyszła... Niczego nie rozumiała. 
- Chodzi ci o Astorie? Ach tak, powinna tu zaraz być... Mark, zawołaj naszą śliczną koleżankę... - "Mark uśmiechnął się, jak uczniak, któremu uszedł na sucho jakiś występek. Nie minęła chwila, kiedy przyszedł z wysoką dziewczyną, o czarnych prawie włosach i nienagannej urodzie. Głowę miała podniesioną wysoko, wyglądała tak, jakby siedziała tu z przyjemnością.
- Cześć Draco. - Powiedziała cicho. Nie odpowiedział. Stał tylko, pomiędzy nią a Owen'em nie mogąc wydusić słowa. - Ja... - Kontynuowała. W jej głosie nie było nawet nuty szczerości. - Przepraszam. 
- Przepraszasz? - Ryknął. - Przepraszasz? Jak mogłaś? 
- Kocham go, Draco! Rozumiesz? Ciebie nigdy nie kochałam! - Zaczęła płakać. Cała ta scena wyglądała dosyć żałośnie. Chłopak zaczął głośno oddychać, nie trwało długo, zanim wyciągnął różdżkę i skierował ją w stronę dziewczyny:
- Drętwota! - Astoria upadła, a Owen zrobił krok naprzód i powiedział spokojnie:
- Crucio! - Malfoy zachwiał, po czym osunął się na ziemię. Hermionie zrobiło się go żal. 
- Pomóż mu... - Szepnęła do Harry'ego, który siedział bezczynnie, nie zmieniając pozycji od ładnych paru minut.
- Zabrali mi różdżkę. - Odpowiedział zrezygnowanym tonem.
- PRZESTAŃ! - Ryknęła Hermiona. Owen odwrócił się w jej stronę, zostawiając Dracona w spokoju.  - Co tu się w ogóle dzieje? Kim wy jesteście? Czemu, do diabła, przetrzymujecie Harry'ego? 
- To, czemu to robimy jest naszą sprawą. Ty, jesteś chyba troszeczkę za bardzo wygadana... - Granger spojrzała się na Malfoy'a, który zupełnie bez sił oparł się o ścianę. Przez chwilę, patrzył się jej prosto w oczy. Nie zauważyła w nich nienawiści, tylko wyrzuty sumienia i wielkie rozczarowanie. Oczywiście: myślała, żeby zacząć walczyć, ale po co? Żeby potraktowali ją tak jak przed chwilą Draco? Oni... muszą być silni, skoro Harry dał się złapać. 
- Mark! - Krzyknął czarodziej. - Zaprowadź tych dwoje do któryś z pomieszczeń. Nie chce mi się teraz rozmawiać, a Ty Wini, podnieś Astorię, niech tak nie leży na tej zimnej ziemi, bo się jeszcze do cholery przeziębi! - Obydwoje wykonali polecenie swojego szefa. Hermiona chciała tyle powiedzieć, przychodziło jej do głowy tyle określeń, na ten nonsens, ale nie zdecydowała się na to, żeby któreś z nich wygłosić na głos.

piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział 1 - List

          Była noc. Ciemna, grudniowa noc. Śnieg padał wyjątkowo mocno, Hermiona dokładnie przypominała sobie to po latach. W końcu, to tej nocy wszystko powróciło. Cały strach, niepewność i zaburzone bezpieczeństwo cichaczem powróciło. Było już późno. Przed pójściem spać, jak zwykle chciała poczytać książkę. Zbliżyła się do parapetu, na którym stała lampka. I zobaczyła go. Stał pod latarnią, jej światło było skierowane na ulicę, więc dziewczyna nie mogła określić kim on właściwie był. Mieszkała w bezpiecznej okolicy... Tak jej się przynajmniej wydawało. Pierwszy raz odkąd się tu wprowadziła poczuła ciarki na plecach. Mężczyzna odwrócił się w stronę okna, przy którym stała. Nie wiedziała, czy ją widzi. Patrzył się chwilę w jej okno, po czym ruszył w stronę domu. Niepewnie, tak jakby wewnętrznie walczył z tym co zaraz zrobi. Cofnęła się, przerażona. Wzięła w dłoń różdżkę. Nagle w całym domu rozległ się dzwonek. Wstrzymała oddech. Jeszcze raz spojrzała się za okno. Śnieg i noc otulona bezgraniczną ciemnością, rozpraszaną co jakiś czas światłami lamp nie pomagały jej w tym, żeby wyrzucić z głowy myśl, że coś jest nie tak... że jeżeli otworzy drzwi do końca życia będzie tego żałować. Ktoś zadzwonił jeszcze raz, potem zaczął walić w drzwi. Zdecydowała się, że otworzy. Chwytając za klamkę, schowała różdżkę za plecami, na wypadek gdyby był to jakiś mugolski złodziej. Szczerze mówiąc, gdyby tak było, odetchnęła by z ulgą... Miała by przecież przewagę.
- Cześć... - Nieznajomy ściągnął kaptur czarnej bluzy.
- Cześć. - Hermiona nie mogła uwierzyć w to, kogo widzi. Wszystko mieszało jej się w głowie.
- Wpuścisz mnie? Mam ważne informacje. - Powiedział drżącym głosem. Widać, że był przemarznięty i chociaż dosyć dobrze zbudowany, to wychudzony i marny.
- Tak. - Zawahała się. - Jasne. - Zapaliła światło. Mieszkała w jednopoziomowym domku. Dwa pokoje, kuchnia, łazienka. Nic szczególnego, ale jej wystarczyło. Zaprowadziła gościa do pokoju. Wskazała mu głową miejsce na ciemnoczerwonej kanapie. Usiadł, po czym rozejrzał się wokół. Odruchowo podeszła do dużego okna i zasłoniła czarne zasłony. Malfoy spojrzał się na nią.