- To tutaj. - Wyszeptał Draco. - Poczekaj chwilę.- Ruszył wolno w stronę czarodzieja, który wyszedł z tego budynku. Był to chyba jeden z tych, którego widziała na fotografii. A może nie? Może każdy z nich wyglądał podobnie do siebie? Zdziwiło ją tylko to, że Malfoy przywitał się z nim, jak ze starym przyjacielem. Mężczyźni podali sobie ręce. Wtedy Hermiona, po raz pierwszy tego dnia zrozumiała, że popełniła wielki błąd, zgadzając się na tę podróż. Nie spuszczała Malfoy'a z oczu. Czuła, że coś będzie nie tak, ale kiedy kiwnął do niej głową, na znak, że ma iść za nim, zrobiła to. Bo przecież... jaki sens miałaby ucieczka właśnie w tej chwili? W chwili, kiedy jest już tak blisko poznania prawdy. Dołączyła do czarodziejów. Draco spojrzał się na nią przelotnie, po czym bez słowa ruszył w kierunku domu. Wyglądał dosyć mrocznie, czerwona, stara cegła nadawała mu tajemniczego klimatu. Wszędzie wokoło był las, otulony białym, puszystym śniegiem. Chłopak pchnął drzwi, Hermiona kątem oka zdążyła przeczytać jeszcze tabliczkę, wiszącą na nich: "Dom dziecka".
- Radzę ci zachować ciszę... - Mruknął Malfoy, jakby tylko po to, żeby coś powiedzieć. Szli długim korytarzem. Na ścianach wisiały portrety dzieci, uśmiechniętych od ucha do ucha. Dziewczyna wzdrygnęła się. Ciekawe, co się z nimi stało... Wszystkie drzwi, które mijali były zamknięte. W końcu Malfoy przystanął. Spojrzał się na Hermionę, wzrokiem, jakby mu wyrządziła największą krzywdę na świecie. Po jego oczach widać było, że nie jest szczęśliwy. Ciekawe tylko, czy ogólnie mu się nie powodzi, czy może dręczą go wyrzuty sumienia...
- Idziemy dalej? - Zapytała po cichu, głosem pełnym przejęcia. Zastanawiała się, gdzie dojdą i co się zaraz wydarzy. Chłopak kiwnął głową. Otworzył drzwi prowadzące do piwnicy, albo czegoś co kiedyś spełniało taką funkcje. Szli schodami w dół, były strasznie strome i okurzone. W końcu stanęli w dziwnym pomieszczeniu. Hermionie przypominało ono podziemia jakiegoś zamku. Usłyszała jakieś głosy.
- Nie!
- Ile razy mam powtarzać, że...
- Na pewno tego nie zrobię! Możecie sobie tylko pomarzyć! - To był Harry! Na pewno! On żyje! Puściła się biegiem w kierunku przyjaciela. Minęła kilka małych pomieszczeń, w końcu stanęła w progu tego, w którym się znajdował.
- Harry! - Krzyknęła. Nie zwracała uwagi na ostrzegawcze krzyki Malfoy'a. Była szczęśliwa, że w końcu widzi Pottera, po całych sześciu miesiącach niepewności.
- Kto to, na brodę Merlina jest? - Zagrzmiał głos, należący do średniego wzrostu mężczyzny. Był łysawy i ubrany w granatowy garnitur. Hermiona dopiero teraz zauważyła, że jest tutaj obecny. On... i jeszcze paru jego "kumpli" w czarnych strojach. To jakaś sekta?
- Nazywam się Hermiona. - Zrobiła wojowniczy krok w stronę czarodzieja. Spojrzała się na Harry'ego chcąc wybadać jego reakcje. Jego twarz była jakby... niewzruszona? Ale jak to? Przecież się przyjaźnili, czemu nie cieszył się, że ją widzi? Do pomieszczenia wbiegł Draco.
- No, Malfoy! Dobra robota. Wiedziałem, że na kogo jak kogo, ale na ciebie mogę zawsze liczyć! - Łysy mężczyzna wstał z krzesła na którym siedział i klasnął w dłonie.
- Owen... Masz to czego chciałeś... I Potter, i Granger. Teraz daj mi to, czego ja chce... - Czarny spojrzał się po swoich sojusznikach. Wszyscy zaczęli się śmiać. Hermiona oparła się zrezygnowana o ścianę. Jaka była głupia... "Masz to, czego chciałeś..." - Te słowa odbijały się echem w jej głowie. Zaufała Malfoy'owi! Zaufała mu, a on... W sumie? Czego ona się spodziewała? Że ktoś, kto całe życie jej nienawidził, przyjdzie nagle jej pomóc? Jaka była głupia... Do tego Harry! Nie wydusił z siebie słowa, odkąd tutaj przyszła... Niczego nie rozumiała.
- Chodzi ci o Astorie? Ach tak, powinna tu zaraz być... Mark, zawołaj naszą śliczną koleżankę... - "Mark uśmiechnął się, jak uczniak, któremu uszedł na sucho jakiś występek. Nie minęła chwila, kiedy przyszedł z wysoką dziewczyną, o czarnych prawie włosach i nienagannej urodzie. Głowę miała podniesioną wysoko, wyglądała tak, jakby siedziała tu z przyjemnością.
- Cześć Draco. - Powiedziała cicho. Nie odpowiedział. Stał tylko, pomiędzy nią a Owen'em nie mogąc wydusić słowa. - Ja... - Kontynuowała. W jej głosie nie było nawet nuty szczerości. - Przepraszam.
- Przepraszasz? - Ryknął. - Przepraszasz? Jak mogłaś?
- Kocham go, Draco! Rozumiesz? Ciebie nigdy nie kochałam! - Zaczęła płakać. Cała ta scena wyglądała dosyć żałośnie. Chłopak zaczął głośno oddychać, nie trwało długo, zanim wyciągnął różdżkę i skierował ją w stronę dziewczyny:
- Drętwota! - Astoria upadła, a Owen zrobił krok naprzód i powiedział spokojnie:
- Crucio! - Malfoy zachwiał, po czym osunął się na ziemię. Hermionie zrobiło się go żal.
- Pomóż mu... - Szepnęła do Harry'ego, który siedział bezczynnie, nie zmieniając pozycji od ładnych paru minut.
- Zabrali mi różdżkę. - Odpowiedział zrezygnowanym tonem.
- PRZESTAŃ! - Ryknęła Hermiona. Owen odwrócił się w jej stronę, zostawiając Dracona w spokoju. - Co tu się w ogóle dzieje? Kim wy jesteście? Czemu, do diabła, przetrzymujecie Harry'ego?
- To, czemu to robimy jest naszą sprawą. Ty, jesteś chyba troszeczkę za bardzo wygadana... - Granger spojrzała się na Malfoy'a, który zupełnie bez sił oparł się o ścianę. Przez chwilę, patrzył się jej prosto w oczy. Nie zauważyła w nich nienawiści, tylko wyrzuty sumienia i wielkie rozczarowanie. Oczywiście: myślała, żeby zacząć walczyć, ale po co? Żeby potraktowali ją tak jak przed chwilą Draco? Oni... muszą być silni, skoro Harry dał się złapać.
- Mark! - Krzyknął czarodziej. - Zaprowadź tych dwoje do któryś z pomieszczeń. Nie chce mi się teraz rozmawiać, a Ty Wini, podnieś Astorię, niech tak nie leży na tej zimnej ziemi, bo się jeszcze do cholery przeziębi! - Obydwoje wykonali polecenie swojego szefa. Hermiona chciała tyle powiedzieć, przychodziło jej do głowy tyle określeń, na ten nonsens, ale nie zdecydowała się na to, żeby któreś z nich wygłosić na głos.